„Im dalej w las, tym więcej drzew — mówi przysłowie. Im więcej się wchodzi
w sprawy ortograficzne, tym więcej widać, jak są one powikłane”

J. Tokarski, O pisowni polskiej, 1963

niedziela, 6 listopada 2016

„Cud-miód, ultramaryna”? Cud-miód i orzeszki!

Na fali zainteresowania się starą falą, czyli kinem dwudziestolecia, obejrzałam niedawno film Ada! To nie wypada! O ile taka Jadzia podobała mi się bardzo (wspaniale ukazany marketing lat 30., niczym nieodbiegający od zachodniego), o tyle Ada trochę mnie rozczarowała — np. irytowało częste powtarzanie przez bohaterów niezbyt mądrego powiedzonka „cud-miód, ultramaryna”. Ponieważ nigdy wcześniej się z nim nie spotkałam (podobnie chyba zresztą jak główno-tytułowa bohaterka), byłam pewna, że formułka została wymyślona na potrzeby filmu.

Mocno się zdziwiłam, gdy zobaczyłam „cud-miód, ultramarynę” w tekście tegorocznego Dyktanda. Nie wiem, czy przeszła ona z idiolektu bohatera (bohaterów) filmu do języka polskiego jako tzw. skrzydlate słowa, czy kierunek był odwrotny — mniejsza o to; to dobre wyrażenie, by sprawdzić znajomość ortografii.

„Cud-miód” jako hasło słownikowe wprowadzono do I wydania Wielkiego słownika ortograficznego PWN (WSO) z 2003 r. We wcześniejszym Nowym słowniku ortograficznym PWN, którego ostatnie wydanie pochodzi (prawdopodobnie) z 1999 r., jeszcze go nie było; była jednak zasada [189], zgodnie z którą łącznik stosuje się w parach wyrazów występujących zawsze razem (zwłaszcza podobnie brzmiących), typu „czary-mary”, „rach-ciach”, „koszałki-opałki”, „kogel-mogel”. Oczywiście można by powiedzieć, że wyrazy „cud” i „miód” nie występują wcale zawsze razem, ale przecież „czary” i „mary” również. I tak jak przez połączenie „czarów” z „marami” otrzymuje się nową wartość semantyczną ('zaklęcie'), tak wtórne, metaforyczne jest znaczenie wyrażenia „cud-miód” ('coś wspaniałego').

Kodyfikatorzy wcale jednak nie przyporządkowali zapisu „cud-miód” do zasady [189]. W WSO 2003 wprowadzili nowy podpunkt do reguły [187] dotyczącej pisowni zestawień rzeczownikowych o członach równorzędnych typu „laska-parasol”: „W rzeczownikach złożonych z dwóch różnych członów znaczeniowo nierównorzędnych piszemy wyjątkowo łącznik wtedy, gdy kolejność tych członów została przestawiona, np. herod-baba, cud-dziewczyna, czar-ziele, cud-dieta”. „Herod-baba” to „baba herod” ('baba/kobieta o wiadomych cechach'), „cud-dziewczyna” to „dziewczyna cud” ('dziewczyna piękna i cudowna'), „czar-ziele” to „*ziele czar” (forma chyba tylko potencjalna, więc z asteryskiem; 'ziele o właściwościach magicznych'), „cud-dieta” to „dieta cud” ('dieta idealna'). W każdym z tych związków występuje więc wyraz nadrzędny (patrz: wytłuszczenie). Gdyby w ten sam sposób rozpisać „cud-miód”, otrzymalibyśmy „miód cud” z parafrazą 'cudowny miód'. A skoro „cud-miód” to nie 'cudowny miód', tylko 'coś wspaniałego', trudno zgodzić się z przyporządkowaniem wyrażenia „cud-miód” do zasady [187] zamiast [189].

Jeszcze mocniej się zdziwiłam, gdy przeczytałam na Facebooku powyższy post, który uświadomił mi, że w IV wydaniu WSO (2016 r.) skodyfikowano pisownię wyrażenia... „cud-miód, ultramaryna”!

  1. Normatywiści wielokrotnie powtarzają, że nie wszystkie leksemy powinno się poddawać kodyfikacji pod względem pisowni. Wariantywność czy — w odniesieniu do niskiego rejestru stylistycznego — brak skodyfikowanych norm nie są wadami systemu ortograficznego (korektorski problem pierwszego świata: „dziubasek” czy „dzióbasek”?). Dlaczego więc do słownika trafiło hasło „cud-miód, ultramaryna”?
  2. Dlaczego „cud-miód, ultramaryna” (kwerenda w Google'u: 2,19 tys. użyć), a nie „cud-miód i orzeszki” (62,8 tys.) albo „cud-miód, malina” (91,6 tys.)?
  3. Czy „cud-miód, cokolwiek” jest na tyle trudne ortograficznie i istotne, by zasłużyć na wpis do części hasłowej słownika? Czy nie wystarczy samo „cud-miód”? Zaryzykuję przypuszczenie, że użytkownicy języka, którzy potrafią zapisać zgodnie z normą „cud-miód”, wiedzą, że kolejny człon wypada oddzielić przecinkiem (a nuż, widelec...).
  4. Dlaczego wreszcie, „kurdebalans!”, kodyfikuje się ekspresywizmy z lamusa, a zapomina o tych najprostszych, najpopularniejszych, no żeż KURCZE (lub KURCZĘ)!?

 

PS Polecam stare polskie kino. Można się z niego dowiedzieć, jakie formy tępione dziś przez gorliwych korektorów (takich jak ja ;) ) 80 lat temu miały się dobrze w przestrzeni publicznej i kulturze. W takim Pieśniarzu Warszawy usłyszymy i złą fleksję liczebnika w dacie, i „w każdym bądź razie” (to „w każdym bądź razie” było w każdym razie gdzieś jeszcze — chyba w Dwóch Joasiach).